Przygotowania do niezwykłego rajdu “Złombol 2024” idą w Opolu pełną parą. Artur Nicpoń i Przemysław Szeffel, a także ich znajomi, z którymi chcą się wybrać w tę podróż, pracują nie tylko nad najlepszym stanem samochodów, ale także logistyką i postojami. Chcą na miejsce zbiórki dojechać bardzo szybko, więc podróż do Norwegii będzie musiała mieć odpowiednie tempo.
- Pierwszą myślą jaka przyszła nam do głowy kiedy dowiedzieliśmy się gdzie w tym roku będzie meta to małe rozczarowanie. Chwilę potem pojawiła się jednak ciekawość tego kierunku. Mieliśmy nadzieję na bardziej ciepłe miejsce, ale żaden z nas jeszcze nie był w Norwegii, więc podjęliśmy wyzwanie, licząc się przy okazji z tym, że koszty podróży nie będą niskie. Trasa Atlantycka dokąd będziemy jechać, zawsze była i jest do teraz czymś, co nie było dla nas osiągalne. Chcemy pokonać to wyzwanie. Mamy oczywiście lekkie obawy czy podołamy, a przede wszystkim nasze Škody. Jednego jesteśmy pewni - takiej przygody, a zarazem pomocy dzieciom, nie możemy sobie odmówić! Kluczowy jest aspekt mechaniczny i najlepsze warunki do jazdy dla samochodów. Trasa, którą chcemy pokonać jest jedną z dłuższych, bo mamy zamiar ominąć ośmiogodzinną podróż promem. Będzie więcej jazdy, to znaczy też więcej wrażeń. Jeśli chodzi o klimat czy kierunek, nie przygotowujemy się specjalnie. Chcemy to zrobić spontanicznie i bez jakiegokolwiek stresu - mówi Artur Nicpoń - mechanik REMONDIS Opole.
“Złombol” to chyba jedyny rajd na świecie, gdzie próżno liczyć nawet na najmniejszą pomoc od organizatorów. Co innego z resztą uczestników, która jednocześnie jest najgroźniejszą konkurencją, bo jak w każdej rywalizacji - liczy się nie tylko udział, ale przede wszystkim to, kto pierwszy dojedzie do mety. Atmosfera wśród załóg jest jednak bardzo rodzinna i ci z większym stażem, a co za tym idzie doświadczeniem, chętnie pomagają żółtodziobom.
- Stare, polskie powiedzenie mówi, że jeśli umie się liczyć, to powinno się liczyć przede wszystkim na siebie, ale w chwili poważnych kłopotów mamy znajomych, którzy powinni do nas wyciągnąć pomocną dłoń. Jedziemy dwoma samochodami, więc w ostateczności zostaje holowanie. Oczywiście trzeba odpukać w niemalowane drewno, bo nie zamierzamy zostać ofiarami losu i poddać się po drodze w razie problemów. Na pewno będziemy walczyć do końca. Liczymy na swoje umiejętności i wiedzę, a przy okazji też pieniądze, które mamy w kasie. Dlatego po drodze nie planowaliśmy noclegów czy nawet postojów. Wszystko wyjdzie “w praniu” i na pewno czeka nas bardziej spanie w namiocie albo samochodzie, niż w pięciogwiazdowych hotelach. Nastawiamy się na dotarcie do mety w ciągu trzech dni, więc jest to wynik bardzo wyśrubowany. Do przejechania sprzed Stadionu Śląskiego w okolice Molde jest około 2 500 kilometrów. Po drodze pokonamy pół Polski, Niemcy, Danię, Szwecję i pół Norwegii. Oby bez dodatkowych przygód - podkreśla Przemysław Szeffel - kierowca śmieciarki REMONIDS Opole.
Przy ciągłej jeździe taką trasę można pokonać nawet w 28 godzin, co nie jest oczywiście osiągalne wliczając w to postoje na jedzenie, tankowanie, nie mówiąc już o spaniu i odpoczynku dla silników samochodów. Trzy dni to plan zdecydowanie bardziej realny do wykonania. Droga do Norwegii to tylko jedna część wyjazdu. Trzeba jeszcze stamtąd wrócić. Tu także opolska załoga REMONDIS ma plan. Jest w nim zwiedzanie: Litwy, Łotwy i Estonii. Wygląda więc na to, że powrót będzie przynajmniej kilka dni dłuższy niż dojazd do mety.